Nie wiem, jak żyłam przez 23 lata, nie znając Michela Roux. Wolę nie pamiętać czasów, kiedy w mojej lodówce nie rosło rozkosznie ciasto półfrancuskie, a ciasto na tarty nie było dostatecznie kruche.
Ale dobrze, nie wracajmy myślą do tych ciemnych kart mojej przeszłości, skupmy się na tym, że odkąd Marysia zapoznała mnie z tym panem, pokochałam na nowo połączenie jabłek i ciasta. Bo dopiero czytając jego książkę olśniła mnie oczywistość, że przecież jabłek nie trzeba koniecznie łączyć z nudnym cynamonem.
Co prawda daleka jestem od wyrównywania brzegów tart linijką, ale - naprawdę - smak tej tarty nie pozwala zwrócić uwagi na krzywizny ciasta.
Przepis: Michel + ja (=WNM)
spód:
- 250 g mąki
- 200 g masła pokrojonego w kostkę
- 100 g cukru pudru
- 1 łyżeczka soli
- 2 żółtka
- 1 łyżka wody (ewentualnie)
Mąkę wygniatać z masłem, cukrem i solą. Kiedy wszystko będzie dobrze rozmieszane, dodać żółtka i ewentualnie wodę, jeśli ciasto nie chce się zrobić jedną kulą, a takiej właśnie formy potrzebujemy, żeby móc ją owinąć folią i schłodzić w lodówce przez min. pół godziny. Potem wylepiamy nim formę (ja mam dość dużą ikeowską, 30 cm - ciasta i tak wystarczy z zapasem, bez obaw), oczywiście razem ze ściankami. Niestety w tym przepisie nie skorzystamy z mojego ulubionego triku - obciążania ciasta fasolą, ale za to nakłuwamy je widelcem na całej powierzchni i zostawiamy w lodówce na czas przygotowania wypełnienia.
środek:
- 6 średnich jabłek
- 1 laska wanilii lub 3-4 łyżki cukru z wanilią
- 60 g masła
- 80 g drobnego cukru
- 1 łyżka ekstraktu waniliowego
- 90 ml wody
Jabłka obieramy, przekrawamy na pół i pozbawiamy wnętrzności. Kroimy połówki w dwumilimetrowe plastry (gdyby ktoś miał wątpliwości, w którą stronę kroimy, to podpowiadam, że w tę najłatwiejszą. Najłatwiejsza to ta, kiedy kładziemy połówkę jabłka na desce i się ona nam nie rylo). 1/3 plastrów - tych najmniejszych, z końcówek, oraz tych brzydkich, co nam się źle pocięły - wkładamy do garnka. Pozostałe plastry, bardziej reprezentatywne, chowamy w folijce (żeby nie ściemniały. Można je też skropić sokiem z cytryny, ale nie za dużo.) do lodówki. Do tych plastrów, które są w garnku, wlewamy połowę wody, dodajemy laskę wanilii albo cukier z wanilią (polecam to drugie - a jeśli dodajemy samą wanilię, to warto dodać też 4 łyżki cukru dla smaku) oraz masło. Przykrywamy i gotujemy, aż jabłka się rozpadną i będzie je można łatwo zmiksować. Odstawiamy do ostygnięcia.
Teraz szybki syrop - cukier rozpuszczamy z resztą wody. Ciężko się to robi na zimno, więc może nie kombinujmy, tylko od razu zacznijmy gotować. Kiedy się rozpuści i będzie wrzało, jest okej. Dodajemy ekstrakt z wanilii i też odstawiamy do ostygnięcia.
Mus jabłkowy przekładamy na schłodzony spód, wyrównujemy i układamy ładne plastry jabłek w rozetkę - rząd plasterków kładziemy dookoła brzegu, tak, aby plastry lekko na siebie zachodzimy. Drugi rządek układamy tak samo, ale plastry kładziemy w przeciwnym kierunku. Zostanie nam pewnie w środku trochę miejsca, więc wypełniamy je mniejszymi plastrami, w kierunku przeciwnym do poprzedniego. Jasne? Nie?
Może zdjęcia coś rozjaśnią.
Aha, no i jeszcze trzeba upiec w 200 stopniach (z termoobiegiem) przez 30-35 minut (aż jabłka i ciasto się zezłocą). Po wyjęciu i pobieżnym ostudzeniu smarujemy wierzch syropem.