Autorka przepisu, a prywatnie moja osobista babcia Kazia, spróbowawszy mojej wczorajszej interpretacji tej receptury, przymknęła oczy i z aprobatą kiwnęła głową. Uf, czyli jednak mogę dalej nazywać się jej wnuczką :)
Zdecydowanie nie jest to przepis na czas wojny ani tym bardziej na czas diety - tuzin jaj w samym biszkopcie i pół kilograma orzechów sprawią, że portfel sporo schudnie, a dupsko zgrubnie (niestety nie na odwrót), choć i tak oryginalny przepis "odchudziłam", używając mascarpone zamiast masła.
Ale trzeba go spróbować przynajmniej raz w życiu, nie będziecie rozczarowani.
Na formę o średnicy 25 cm:
- 12 żółtek
- 10 białek + szczypta soli
- 200 g cukru
- 250 g zmielonych orzechów włoskich
- 4 łyżki bułki tartej.
Żółtka ucieramy z cukrem, aż osiągną jasną, puszystą strukturę. Białka z solą ubijamy na sztywno.
Do żółtek dodajemy bułkę i orzechy, mieszamy do połączenia się składników, następnie delikatnie i stopniowo dodajemy do mieszaniny pianę z białek. Ciasto przelewamy do tortownicy wyłożonej papierem i pieczemy przez ok 50 min. (lub do suchego patyczka) w piekarniku nagrzanym do 165 stopni (góra-dół, termoobieg, a bez niego 180). Po 35 minutach po raz pierwszy dźgamy patyczkiem w sam środek, do dna.
Uwaga: jeśli biszkopt zbyt szybko zacznie się rumienić z góry, możemy albo przykryć go folią aluminiową (ale wtedy przy opcji z termoobiegiem będzie ona fruwała po piekarniku), albo na samą górną półkę piekarnika włożyć blaszkę, która była w komplecie z piekarnikiem (chodzi o to, żeby całą powierzchnią odgradzała grzałkę od ciasta). Jeżeli włączymy grzanie na sam dół, wtedy zacznie się palić od spodu i już w ogóle nie ogarniemy kataklizmu. Po upieczeniu bierzemy ciasto (jeszcze w formie) i ćpamy nim o podłogę z wysokości ok. 80 cm. Wkładamy do uchylonego piekarnika i pozwalamy mu tam ostygnąć, następnie wyjmujemy je z formy i studzimy na kratce do ciast.
W czasie, kiedy piecze się biszkopt, przygotowujemy masę:
- 2 całe jajka
- 250 g mascarpone
- 250 g zmielonych orzechów włoskich
- 1 łyżeczka ekstraktu z wanilii (opcjonalnie)
- 1 łyżka mąki
Jajka przelewamy wrzątkiem (jeszcze w skorupkach, a nie że rozbite w misce polewamy wrzącą wodą, jasne?), następnie wbijamy je do naczynia i dodajemy cukier. Naczynie z kolei kładziemy na garnku do połowy zalanym (chciałam napisać wypełnionym, ale czy można coś wypełnić do połowy?) wrzątkiem. Całą instalację stawiamy na ogniu i energicznie ucieramy jajka z cukrem, aż do osiągnięcia puszystej, jasnej masy (ok. 5-7 minut). Do jaj wrzucamy zmielone orzechy, ekstrakt i mąkę, dokładnie mieszamy, a kiedy całość wystygnie, dodajemy mascarpone i mieszamy do połączenia się wszystkiego. Zostawiamy na min. pół godziny.
Do namoczenia:
- pół filiżanki mocnej herbaty, ostudzonej
- 1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
Zimny biszkopt przekrawamy na pół (lub na 3, jednak kremu wystarcza raczej na 2 blaty). Placki nasączamy mieszanką herbaty i wanilii.
Każdą część smarujemy kremem, górę i boki również. Dekorujemy wg uznania.
Najlepszy na drugi dzień.