Trochę mi smutno, mój chłopak jest zabawniejszy ode mnie...
Popek, Firma, jedziemy z koksem, raz raz raz.
Zacząć należy od haniebnego faktu, że przepis inspirowany (a w sumie zerżnięty) jest z bloga xcookandlookx.blogspot.com. Nie znam tego bloga, nie wiem czy jest fajny, ale zupa jest. Przerobiłem go natomiast na wersję wegetariańską i bardziej moją. Ponoć jest to zupa czeska.
SKŁADNIKI Kulfona i Moniki
- 3 cebule (albo 2 duże penery)
- 8-10 ząbków czosnku (dużych, te małe się nie liczą, jak Warta w I lidze)
- 2 kostki warzywne
- 200g serka topionego (ja dałem jeden zwykły, drugi z koperkiem)
- masło
- SÓL
- pieprz
- zioła prowansalskie
- starty żółty ser do dodania na koniec
- stary chleb do zrobienia grzanek (ale wiadomo – najlepiej nada się chleb tostowy, pełnoziarnisty)
- woda
- dobre serduszko kucharza/kuchary
Zaczynamy od dużej porcji miłości do produktów. Są wtedy szczęśliwe, dają lepsze soki i możemy się też cieszyć czystym sumieniem. Na rozgrzane w garnku masło wsypujemy pokrojone we w miarę dużą kostkę cebule. Ma być taka właśnie, bo nie chcemy, żeby nam się zupełnie zredukowała w trakcie późniejszego gotowania. Ja np. lubię jak można w zupie ugryźć warzywo , a nie memłać jakąś papkę (z wyjątkami). Po zamgleniu się cebuli (to jest faza przed zeszkleniem, jakbyście chcieli wiedzieć…) dodajemy pocięty w plasterki czosnek. Wszystko trochę solę, żeby nasi przyjaciele puścili soki. ROZSĄDNIE ZE SOLĄ, Kochani. Potem powiem czemu.
Po kilku minutach, kiedy wszystko pięknie pachnie, dolewamy wodę i wrzucamy kostki warzywne. „Ile wody?” ktoś zapyta… Tak z półtora litra maks. Z umiarem; tyle, żeby miała ciągle żółtawy kolor. Łatwo jest przesadzić z ilością wody i potem trzeba godzinami zupę redukować i tym samym rozmemłać cebulę, a ona to lubi robić. W międzyczasie, jak sobie warzywa z bulionem blubrają, można pokroić w kostkę chleb i wrzucić do piekarnika, najlepiej na blasze. Dlaczego go nie smażę z oliwą i pietruszką na przykład? Bo zupa będzie wystarczająco tłusta. Jako mistrz przesalania powiem, ze łatwo tą zupę przeSOLIĆ. Otóż, zaczynamy od SOLENIA smażącej się cebuli, potem dodajemy kostkę, w której jest SÓL, a potem – jak już się zmieni struktura cebuli na tip top i się trochę woda zredukuje - to dodajemy serki topione, w których też jest SÓL.
W miarę rozpuszczania się topików, dodajemy zioła prowansalskie i pieprz (ew. SÓL). Poszedłem za radą tamtego bloga (ten jest lepszy!!!) i na koniec do miseczek, w których podałem zupę, wcisnąłem jeszcze po jednym ząbku czosnku, żeby trochę jeszcze ożywić smak. To był strzał w bycze oko, jakby powiedział amerykański czytelnik tego bloga. Dodajemy grzanki, posypujemy startym żółtym serem. No i bardzo pięknie. Gotowe.
Ostrzegam – zupa nadaje się na osobne danie, ale najlepiej sprawdzi się jako przystawka, bo jednak jest dość tłusta, intensywna i może „znudzić ” podczas jedzenia. A że robi się ją bardzo szybko, więc jako starter jest idealna.
Wyimaginowany chłopak p. Kierowniczki vel Rychtyg Szpeniol