piątek, 28 czerwca 2013

Zupa czosnkowa

Dzisiaj wpis gościnny, udostępniam Kubie skrawek mojego niezwykle poczytnego bloga, żeby szerokiej publiczności mógł zaprezentować, czym mnie wczoraj zaskoczył.

Trochę mi smutno, mój chłopak jest zabawniejszy ode mnie...

Popek, Firma, jedziemy z koksem, raz raz raz.
Zacząć należy od haniebnego faktu, że przepis inspirowany (a w sumie zerżnięty) jest z bloga xcookandlookx.blogspot.com. Nie znam tego bloga, nie wiem czy jest fajny, ale zupa jest. Przerobiłem go natomiast na wersję wegetariańską i bardziej moją. Ponoć jest to zupa czeska.

SKŁADNIKI Kulfona i Moniki

  • 3 cebule (albo 2 duże penery)
  • 8-10 ząbków czosnku (dużych, te małe się nie liczą, jak Warta w I lidze) 
  • 2 kostki warzywne
  • 200g serka topionego (ja dałem jeden zwykły, drugi z koperkiem)
  • masło
  • SÓL
  • pieprz
  • zioła prowansalskie
  • starty żółty ser do dodania na koniec
  • stary chleb do zrobienia grzanek (ale wiadomo – najlepiej nada się chleb tostowy, pełnoziarnisty)
  • woda
  • dobre serduszko kucharza/kuchary


Zaczynamy od dużej porcji miłości do produktów. Są wtedy szczęśliwe, dają lepsze soki i możemy się też cieszyć czystym sumieniem. Na rozgrzane w garnku masło wsypujemy pokrojone we w miarę dużą kostkę cebule. Ma być taka właśnie, bo nie chcemy, żeby nam się zupełnie zredukowała w trakcie późniejszego gotowania. Ja np. lubię jak można w zupie ugryźć warzywo , a nie memłać jakąś papkę (z wyjątkami). Po zamgleniu się cebuli (to jest faza przed zeszkleniem, jakbyście chcieli wiedzieć…) dodajemy pocięty w plasterki czosnek. Wszystko trochę solę, żeby nasi przyjaciele puścili soki. ROZSĄDNIE ZE SOLĄ, Kochani. Potem powiem czemu.
Po kilku minutach, kiedy wszystko pięknie pachnie, dolewamy wodę i wrzucamy kostki warzywne. „Ile wody?” ktoś zapyta… Tak z półtora litra maks. Z umiarem; tyle, żeby miała ciągle żółtawy kolor. Łatwo jest przesadzić z ilością wody i potem trzeba godzinami zupę redukować i tym samym rozmemłać cebulę, a ona to lubi robić. W międzyczasie, jak sobie warzywa z bulionem blubrają,  można pokroić w kostkę chleb i wrzucić do piekarnika, najlepiej na blasze. Dlaczego go nie smażę z oliwą i pietruszką na przykład? Bo zupa będzie wystarczająco tłusta. Jako mistrz przesalania powiem, ze łatwo tą zupę przeSOLIĆ. Otóż, zaczynamy od SOLENIA smażącej się cebuli, potem dodajemy kostkę, w której jest SÓL, a potem – jak już się zmieni struktura cebuli na tip top i się trochę woda zredukuje -  to dodajemy serki topione, w których też jest SÓL.
W miarę rozpuszczania się topików, dodajemy zioła prowansalskie i pieprz (ew. SÓL). Poszedłem za radą tamtego bloga (ten jest lepszy!!!) i na koniec do miseczek, w których podałem zupę, wcisnąłem jeszcze po jednym ząbku czosnku, żeby trochę jeszcze ożywić smak. To był strzał w bycze oko, jakby powiedział amerykański czytelnik tego bloga. Dodajemy grzanki, posypujemy startym żółtym serem. No i bardzo pięknie. Gotowe.
Ostrzegam – zupa nadaje się na osobne danie, ale najlepiej sprawdzi się jako przystawka, bo jednak jest dość tłusta, intensywna i może „znudzić ” podczas jedzenia. A że robi się ją bardzo szybko, więc jako starter jest idealna.

Wyimaginowany chłopak p. Kierowniczki vel Rychtyg Szpeniol


środa, 26 czerwca 2013

Tort truskawkowo-czekoladowo-śmietankowy

Chcąc dotrzymać obietnicy o dodaniu przepisu z zastosowaniem moich nowych tylek do dekoracji, uwzięłam się na dekorowanie tortu w 40 stopniach Celsjusza. Efekty widać gołym okiem ;) krem czekoladowy za Chiny nie chciał współpracować, rozpływał się jeszcze przed wyciśnięciem z rękawa, nawet mimo zamrażania. Nie zmienia to faktu, że tort był pyszny i w pewnym sensie udało mi się go jakoś ozdobić. Oczywiście jak tylko wyniosłam go do piwnicy, żeby tam przetrwał do momentu rozkrojenia, krem zastygł wręcz wzorcowo. Następnym razem będę dekorować w piwnicy, mimo braku oświetlenia ;)
Zdjęcie również było robione w pomieszczeniu z lampą przyprawiającą o depresję, ale TO NIC. Tort dostał od Macieja 5/5, a to już coś znaczy ;)
W tym tygodniu wykorzystam październikową pogodę i udekoruję coś jak należy :)

Biszkopt kakaowy (na kwadratową formę ok 25x25 cm, przepis stąd):

  • 5 jajek (osobno białka i żółtka)
  • 2/3 szklanki mąki
  • 1/3 szklanki kakao
  • 3/4 szklanki cukru
Białka ubijamy na sztywno, pod koniec ubijania dodajemy stopniowo cukier. Kiedy to już wykonamy, dodajemy żółtka jedno po drugim, ubijamy dalej i delikatnie wsypujemy przesianą mąkę i kakao. Mieszamy, ale nie mikserem, przelewamy do wyłożonej papierem formy i pieczemy w 160 stopniach (termoobieg) około 30 minut. Sprawdzamy patyczkiem i jeśli jest ok, wyciągnijmy biszkopt i ćpnijmy nim o podłogę z wysokości około pół metra. Sąsiedzi z dołu będą się wkurzać, ale przeżyją. Wkładamy ciasto do wyłączonego piekarnika i dajemy mu ostygnąć.

Krem śmietankowy:
  • 250 g mascarpone
  • 1 opakowanie kremówki z Biedry (ok 300 g)
  • 4-5 łyżek cukru z wanilią albo ekstrakt z wanilii i cukier.
Mascarpone przekładamy do miseczki i staramy się je rozpaćkać. Kremówkę ubijamy na sztywno, dodajemy ją stopniowo do mascarpone (nie na odwrót! jako rzecze Elżbietka, dodajemy rzadkie do gęstego, żeby nie było grudek) i mieszamy delikatnie wraz z cukrem.

Krem czekoladowy (do dekoracji pobocza):
  • 300 g mlecznej czekolady
  • 100 g gorzkiej czekolady
  • 1 opakowanie kremówki z Biedry (nie chcę robić kryptoreklamy, ale nie pamiętam, jaką ma objętość tudzież dokładną wagę, bo nie jest to standardowe opakowanie :))

Kremówkę podgrzewamy do wrzenia. Zdejmujemy z ognia i wrzucamy połamaną czekoladę, mieszamy do rozpuszczenia. Odstawiamy do wystygnięcia, a następnie schładzamy, żeby był wystarczająco gęsty, żeby móc go wyciskać z rękawa.

Dodatkowo:

  • 750 g truskawek


Biszkopt przekrawamy na dwa blaty (nie mogłam do tego zaprząc taty, więc, cóż, nie były one laserowo równe) i nasączamy oba  rozmiksowanymi truskawkami (Zużywamy kubek truskawek przed zmiksowaniem, po zmiksowaniu wyjdzie jakaś połowa). Przekładamy go połową śmietankowej masy i obsypujemy truskawkami pokrojonymi w plasterki (zużywamy połowę pozostałych truskawek). Kładziemy drugi blat i powtarzamy czynność z masą i truskawkami (ja ich tym razem nie pokroiłam, ale dopuszczam wolność wyboru;)), smarując masą też boki (do suchych boków nie przyklei się krem wyciskany z rękawa).

Schłodzony, zgęstniały krem czekoladowy przekładamy do rękawa cukierniczego z wybraną końcówką (np. gwiazdką) i od dołu do góry dekorujemy go, jak nam się podoba. Ja najpierw wybrałam końcówkę w kształcie płatka i robiłam falbankowy tort, ale falbanki w tej temperaturze jęły się niebezpiecznie przechylać na boki, więc zdjęłam krem z tortu i zaczęłam od nowa, tym razem z gwiazdką, idąc paskami wokół tortu. Z pozostałej masy czekoladowej zrobiłam kleksy między truskawkami.

Jadłabym. Znowu.



czwartek, 20 czerwca 2013

Zupa meksykańska

Na specjalne życzenie Kasi :) Spodobało mi się robienie dania "na żądanie", zwłaszcza, że Kasia podała moje ulubione składniki - czerwona fasola, chili i limonka :) Jeśli ktoś jeszcze ma jakieś życzenia co do przepisów na blogu, polecam się ;)

W moim domu od zawsze można doświadczyć paradoksalnej sytuacji: kiedy jest największy upał, akurat nachodzi nas fantazja na gotowanie rozgrzewającej zupy. Chociaż jeśli zdążyłaby ostygnąć, na pewno byłaby równie dobra, a człowiek nie musiałby po jej zjedzeniu brać prysznica.

Na 2 porcje:

  • 1 czerwona cebula
  • 2 pomidory (mogą być ze skórkami)
  • 1 czerwona papryka
  • 1 świeża chili
  • 2/3 puszki czerwonej fasoli
  • 1/2 puszki kukurydzy
  • 3 ząbki czosnku
  • Sok z połowy limonki
  • 1 łyżka przyprawy meksykańskiej
  • 1/2 litra wrzątku
  • sól
  • 1 łyżka cukru
  • oliwa
  • Do podania: chipsy tortillowe :)
Cebulę pokroiłam w półplasterki i podsmażyłam na rozgrzanej w garnku oliwie. Kiedy się zeszkliła, dorzuciłam czosnek przeciśnięty przez praskę i pokrojoną paprykę (kształt nieistotny). Kiedy ta zmiękła, dorzuciłam pokrojone pomidory, wlałam wrzątek, posoliłam i podgotowałam ok 5 minut. Zmiksowałam blenderem, a potem dodałam fasolę i kukurydzę. Chwilę gotowałam, dodałam przyprawę meksykańską, pokrojoną w plasterki chili, sok z limonki i cukier.


Kocham chili. I limonkę. I fasolę.


Tak wygląda zupa, jeśli się jej nie zmiksuje i wrzuci świeżą kuku, zamiast puszkowanej :)



środa, 19 czerwca 2013

Kokosowy tort bezowy

Fajnie mieć urodziny w sezonie truskawkowym. Jako dziecko zawsze prosiłam mamę o tort bezowy i nawet teraz, chociaż beza nie jest moim ulubionym deserem, nie ma urodzin bez tortu bezowego z truskawkami.

W tym roku z modyfikacją, bo śmietanową masę wzbogaciłam budyniem kokosowym. Mmmm...

Blaty bezowe:

  • 6 białek
  • szczypta soli
  • 300 g cukru pudru
  • sok z połowy cytryny
  • 1 łyżka mąki ziemniaczanej
Białka ubiłam na sztywno z dodatkiem soli, pod koniec zaczęłam stopniowo dodawać cukier (ciągle ubijając. Nie próbujcie wsypywać całego na raz ;)). Na końcu dodałam sok z cytryny i mąkę.
Dwie płaskie blachy wyłożyłam papierem do pieczenia i po równo rozdzieliłam białka na każdą z nich, starając się stworzyć koła o średnicy 25 cm. Piekłam w 100 stopniach przez 2h, potem zostawiłam na całą noc w otwartym (w zamkniętym zrobi się wilgotna :/) piekarniku.

Budyń kokosowy (zmodyfikowany przepis stąd):

  • 6 żółtek
  • 2/3 szklanki cukru
  • 2 łyżki mąki ziemniaczanej
  • 2 łyżki mąki pszennej
  • 1 puszka mleka kokosowego
Żółtka utarłam z cukrem na puszystą masę, dodałam obie mąki i zalałam podgrzanym aż do wrzenia mlekiem kokosowym. Całość postawiłam na małym ogniu i bez przerwy mieszałam tak długo, aż zgęstniało.
Zostawiłam do ostudzenia, a potem całą noc stał w lodówce (posypany cienką warstwą cukru, żeby nie robił się kożuch).

Następnego dnia ubiłam 2 kubeczki kremówki, wymieszałam z budyniem i taką masą przełożyłam bezy, posypując je zrabowanymi siostrze (i pokrojonymi przez Kubę) truskawkami.

Patera z jednym uchem.

(Następny przepis na słodkie będzie z wykorzystaniem moich nowiuśkich tylek do dekoracji! <3)

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Tofu w sosie orzechowo-pomarańczowym

Miałam ostatnio straszną ochotę na hotdogi sojowe, niestety w sklepie niedostępne były parówki. Musiałam zadowolić się tofu i dostosować ochotę do asortymentu carrefoura ;)
A potem poszło już z górki - przeszukanie szafek i dodanie do dania (gra słowna dedykowana Godliczkowi) wszystkiego, co uznałam za stosowne.

Dla dwóch osób:

  • Kostka tofu
  • 1 pomarańcza
  • 2 cebule
  • 3 małe marchewki
  • 1 łyżka masła orzechowego
  • Garść prażonych orzeszków ziemnych
  • łyżeczka curry
  • łyżeczka przyprawy meksykańskiej (chciałam dodać cynamon, ale nie było, za to znalazł się w składzie przyprawy meksykańskiej)
  • 1 ząbek czosnku
  • 2 łyżki mleka kokosowego (niekoniecznie)
  • 3 łyżki jogurtu
  • Oliwa
  • Sól, pieprz
Cebulę pokroiłam w pióra, podsmażyłam do zeszklenia, dodałam pokrojone w plasterki marchewki i smażyłam, aż zmiękły. Dodałam pokrojone w kostkę tofu, skórkę obraną z połowy pomarańczy i sok wyciśnięty z całej, masło orzechowe, curry i przyprawę meksykańską (/cynamon). Chwilę trzymałam na ogniu, aż sok z pomarańczy się zredukował, wcisnęłam czosnek i wygładziłam sos mlekiem kokosowym i jogurtem. Na koniec sypnęłam sól, pieprz i orzeszki ziemne (nadają się też te biedrowe w panierce;)).


Na ryż z tym i gotowe.


wtorek, 11 czerwca 2013

Tarta waniliowo-czekoladowa z truskawkami

Czyli trzy prośby Macieja spełnione za jednym razem.
To bardziej deser, niż ciasto. Na kruchym spodzie spoczęły dwa kremy na bazie kremówki, więc nie ma co liczyć na zwartą i chętną do bycia pokrojoną tartę. Ale widać w moim domu nikogo nie obeszła jej niekrajalność, bo zostawiłam w lodówce całą blaszkę, a po powrocie czekał na mnie nędzny kawałeczek :(

Spód
*Można zrobić z pokruszonych ciasteczek albo pobawić się w kruche ciasto wg Michela Roux:

  • 250g mąki
  • 100 g masła
  • 100 g cukru pudru
  • szczypta soli
  • 2 jajka
Z mąki usypujemy kopczyk, do którego wkrawamy nie najtwardsze masło, przesiewamy cukier i dodajemy sól, zagniatamy, aż wszystko się w miarę połączy. Wbijamy jajka i zagniatamy, wyrobione ciasto chowamy na 2h do lodówki (albo na 30 min do zamrażarki).

Po tym czasie wylepiamy nim formę do tarty (z tych proporcji wyjdzie ciasta na 2 małe formy albo 1 dużą z zapasem), nakłuwamy je widelcem i wkładamy na jeszcze 20 min do lodówki. Nagrzewamy piekarnik do 190 stopni, wyciągamy ciasto i obciążamy je czymś (ja miałam fasolę), ale nie bezpośrednio, trzeba je od obciążnika odizolować papierem do pieczenia albo folią aluminiową. Pieczemy z obciążeniem jakieś 20-25 minut, zdejmujemy obciążenie i pieczemy jeszcze 10, aż się zrumieni. Wyciągamy i pozwalamy ostygnąć, żeby się nam na nim nie rozjechały masy:

Masa waniliowa (zaczerpnięta od Michela Roux :)):


  • 3 żółtka
  • 70 g cukru pudru
  • 20 g mąki
  • 250 ml mleka
  • 1 strąk wanilii (ja dałam cukier z wanilią-zamiast cukru pudru- i wanilię, która w nim od jakiegoś czasu już leżała), przecięty wzdłuż
  •  + 200 ml kremówki, na potem.


Ubijamy żółtka z 1/3 cukru na gładką masę, dodajemy mąkę. Mleko zagotowujemy z resztą cukru i wanilią, kiedy zacznie kipieć (lepiej, żeby nie zaczęło, ale ono bardzo to lubi), zalewamy nim masę z żółtek, ciągle mieszając, żeby się nie ścięły. Stawiamy całość na małym ogniu i nieustannie mieszając, gotujemy, aż zgęstnieje do konsystencji budyniu.
Kiedy ostygnie, łączymy z ubitą kremówką.

Masa czekoladowa jest o wiele prostsza, przepis na podobną jest już tutaj.

  • 200 ml kremówki
  • 100 g mlecznej czekolady
  • 50 g gorzkiej czekolady
Kremówkę podgrzewamy prawie do wrzenia, wrzucamy do niej połamaną w kostki czekoladę i czekamy, aż się roztopi. Studzimy, a potem schładzamy w lodówce, najlepiej całą noc. Zimną masę ubijamy, aż będzie ubita ;) czyli tak, jak kremówkę.

Na ostudzony spód przekładamy masy (w jaki sposób nam się podoba, u mnie to były, powiedzmy, spirale) i zasypujemy pokrojonymi truskawkami.

Podziękowania dla Kubełe za dokończenie masy czekoladowej i za zdjęcie ;)



wtorek, 4 czerwca 2013

Muffiny bananowo-czekoladowe

Sukces niedzieli - udało mi się przekazać życiową mądrość czteroletniemu chrześniakowi :) I teraz już wie, że na smutki najlepsze jest pieczenie. Żałuję, że nie udokumentowałam, jak te małe rączki rozgniatają banany i mieszają czekoladę z jajkami, ale co się odwlecze, to...
Zupełnie improwizowane muffiny wyszły nadspodziewanie pyszne. Wilgotne, miękkie i pachnące. Klasyka. Z marszu zjadłam trzy, byłabym zjadła i czwartą, ale w pracy są ludzie o węchu wyczulonym na słodkie.

Na 13 muffinek:

  • 1,5 szklanki mąki
  • 1 szklanka cukru
  • 1/4 szklanki kakao
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 0,5 łyżeczki sody
  • 2 banany
  • 100 g gorzkiej czekolady
  • 1/5 szklanki oleju
  • 2/3 szklanki maślanki
  • 2 jajka
Banany rozgniatamy przy pomocy siostrzeńca (zaopatrzonego w widelec) na papkę. Czekoladę roztapiamy.
Suche składniki mieszamy w jednym naczyniu, w drugim mokre, razem z bananami i roztopioną czekoladą.
Łączymy suche i mokre, niedługo mieszając, tylko do połączenia składników. Jeśli ciasto jest za gęste, dodajemy nieco maślanki.
Foremki do muffinek (jeśli nie są silikonowe, to pewnie trzeba je będzie wyłożyć papilotkami) napełniamy do  2/3 objętości i pieczemy 12-15 minut (dźgamy patyczkiem) w 180 stopniach (z termoobiegiem).

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Naleśniki amerykańskie

Kuba mówi "Napisz tak: Tata wczoraj wybierał miód, dlatego postanowiłam podzielić się z Wami przepisem na naleśniki z polskim syropem klonowym". Może nie do końca tak powiedział, ale wszystkich tych słów użył.
W każdym razie - tata wczoraj wybierał miód, dlatego... ;)
Zapachniało wakacjami. Truskawki sporo staniały, dostawa świeżego miodu jest, więc nie mogłam się powstrzymać przed zrobieniem naleśniorów na śniadanie. Życie jest dobre.

(A teraz proszę wiernych czytelników z USA ;) o przymknięcie oka na tę luźną interpretację pancakesów.)

Na ok. 10 naleśników:

  • 1,5 szklanki mąki
  • 2 jajka
  • 1 szklanka maślanki
  • Pół szklanki cukru
  • Pół łyżeczki sody
  • Pół łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1/5 szklanki oleju
Składniki mieszamy na gładką, gęstą masę. Ma być sporo gęstsza od masy na nasze tradycyjne naleśniki, więc jeśli nie jest, to wiadomo, więcej mąki. Natomiast jeśli nie daje się przelać z chochli na patelnię, to trzeba dolać maślanki.
Smażymy niewielkie (10-15 cm średnicy) naleśniki na niewielkim ogniu (patelnia nie musi być natłuszczona, olej w naleśnikach wystarczy. Chyba że znacie zwyczaje Waszego sprzętu w kuchni i wiecie, że i tak na bank przywrze, wtedy smażcie wg własnej techniki), pod przykryciem. Kiedy na powierzchni będzie dużo bąbli, przewracamy naleśnika na drugą stronę i smażymy na złoto (chyba, że zagada Was Kuba i się spalą).




Owoce + trochę masła na każdego naleśnika + miód/syrop klonowy + KAWA!!! 
I nie mam więcej pytań.

sobota, 1 czerwca 2013

Gulasz* wegetariański z galuszkami

Z gwiazdką, bo połączenie słów "gulasz" i "wegetariański" to oksymoron. A ten przepis z prawdziwym gulaszem ma wspólną tylko paprykę, cebulę i ziemniaki :)
Prawdziwy gulasz to zupa z wołowiny (hungarystyczny smrodek pseudonaukowy: gulyás leves to dosłownie zupa pasterzy opiekujących się bydłem), ale na stypendium w Budapeszcie byłam znana z tego, że robiłam paprykarze, gulasze i pörkölty z jogurtu ;) No co, mięso jest drogie.
Gotowanie bezmięsnego gulaszu w akademiku miało, oprócz oszczędności, jeszcze ten plus, że nie trzeba było długo stać nad garnkiem w kuchni, w której dłuższe przebywanie groziło utratą apetytu.

Wczoraj zrobiliśmy go z Kubą z okazji piątkowego czwartingu i jak zwykle połączenie czosnku i papryki + galuszki (takie węgierskie kluseczki, chociaż Maciej będzie pewnie dowodził, że są słowackie, ale co on tam wie...) nas nie zawiodło.

Na 4-5 porcji:

  • 2 duże cebule
  • 1 czerwona papryka
  • 2 duże ziemniaki
  • 1 duża marchewka
  • 3/4 słoiczka przecieru pomidorowego / puszka pomidorów / 2-3 pomidory bez skórki, pokrojone
  • Pół litra wrzątku
  • słodka i ostra papryka w proszku
  • olej do smażenia
  • kminek
  • 5-6 łyżek kwaśnej śmietany / jogurtu greckiego
  • 2 ząbki czosnku
  • sól
Cebulę kroimy w kostkę i szklimy na rozgrzanym oleju. Solimy, zdejmujemy z ognia, wsypujemy słodką paprykę w proszku i mieszamy. Wlewamy wrzątek, stawiamy z powrotem na ogniu, dodajemy pokrojoną w półplasterki marchewkę i ziemniaki pokrojone w dużą kostkę lub księżyce. Kiedy się całość trochę podgotuje, dorzucamy pokrojoną w kostkę paprykę i gotujemy do miękkości. Dodajemy przecier pomidorowy i - jeśli jest taka potrzeba - uzupełniamy odparowaną wodę. Przyprawiamy kminkiem, ostrą papryką i jeszcze solą, na koniec dodajemy śmietanę lub jogurt, wyciśnięty czosnek i galuszki.

Na galuszki:

  • 1 jajo
  • szklanka mąki
  • 1/3 szklanki wody
  • sól
Mieszamy powyższe składniki, żeby powstało nam bardzo gęste ciasto bez grudek. Jeśli jest zbyt lejące się, dodajemy mąki, a jeśli można w nim zatknąć łyżkę, dolewamy trochę wody.
Gotujemy w garnku wodę i na specjalnej tarce (takiej płaskiej, z większymi oczkami, niż tarka np. do marchewki) przecieramy ciasto do wrzątku*. Jeśli nie mamy takiej tarki, to można spróbować je zrobić, jak lane kluski, czyli stopniowo wlewać ciasto do wrzątku, ale cały urok galuszek polega na tym, że są małe :) Kiedy wypłyną na powierzchnię, można je zbierać.
* Można też kluski lać bezpośrednio do zupy, ale moim zdaniem są wtedy mniej zwarte. Lubimy zwarte.


Rozkosznie pływają sobie galuszki w gulaszku.

Trochę już wyeksploatowany przyrząd do galuszek, w zestawie ze szpachelką.



drukuj