Boże Ciało to zawsze procesja, zapach rozdeptanych piwonii i wysłuchanie orkiestry dętej, która jak żyję (a żyję już trochę) nie potrafi się zestroić ni w rytm utrafić. Nie wyobrażam sobie, żeby pochód mógł nie iść w rytm (nierytm) wuwuzeli.
Nie wyobrażam sobie też, żebyśmy mieli się nie zebrać w B.
na grillu. Deszcz czy wiatr (a ostatnio głównie deszcz i wiatr), trzeba się
trochę uwędzić (stojąc zawsze tam, gdzie dym leci).
Kilka dni przed Bożym Ciałem Drugi Szwagier zakomunikował,
że ma interes do ubicia. On przywiezie kociołek, a ja zrobię zupę. No dobra,
mówię, ale gdzie ten interes.
No jak to, będziesz
mieć focie na bloga.
W sumie racja. No i przynajmniej’śmy się w tym mrozie
rozgrzali.
O zupie też bym mogła długo. Kwintesencja węgierskości,
sycąco-rozgrzewające połączenie wołowiny i palącej trzewia erős pisty; zupa, którą zamówiłam sobie w 38-stopniowym
upale nad Balatonem i po pół godzinie męczarni (nie było opcji, żeby zupa choć
trochę ostygła – warstwa tłuszczu skutecznie chroniłą ją przed utratą ciepła)
oddałam ją Helsonowi. Który z kolei cieszył się, że je cokolwiek innego, niż
rosół, przemycany mu przez kelnerów zawsze pod inną nazwą.
Nie oszukujmy
się, to nie ma nic wspólnego z wykwintnością. To prosta, ciosana siekierą węgierska kuchnia. Mięso-cebula-papryka, podstawa wszystkiego. Proste rzeczy z
reguły są najlepsze, bo są proste i pyszne.
Chociaż bogrács to kociołek, to naprawdę
nie musicie zaraz lecieć krzesać ogień i kuć żeliwne naczynie. Wystarczy duży
garnek.
Zdjęcia robił Pyr.
Na 4 porcje:
- 2 cebule
- 1 duża papryka
- 2 marchewki
- 600 g wołowiny
- 2 łyżki słodkiej papryki w proszku
- 1 łyżeczka ostrej pasty paprykowej
- 4 łyżki koncentratu pomidorowego
- 2 ząbki czosnku
- ¼ szklanki oleju
- Sól
- 1,5-2 l wrzącej wody
Mięso kroimy w 2-3 cm kawałki i wrzucamy na dobrze rozgrzany
olej. Obsmażamy ze wszystkich stron przez około 40 minut (pod przykryciem). Na
koniec dolewamy nieco oleju, a cebulę kroimy w półplasterki i wrzucamy do
garnka z mięsem. Smażymy do czasu, aż
się zeszkli, po czym zdejmujemy z ognia, wsypujemy słodką paprykę i mieszamy
całość. Dolewamy pół szklanki wody, żeby papryka się nie spaliła, dorzucamy
pokrojoną w plasterki marchewkę i paprykę (w kawałkach, nie całą. Kawałki o
kształcie dowolnym), dusimy około 10 minut i dolewamy wrzącą wodę. Doprawiamy
solą, koncentratem i czosnkiem (wyciśniętym). Gotujemy pół godziny lub do czasu,
aż mięso będzie miękkie. Dodajemy trochę ostrej papryki, a cały słoik stawiamy
na stole, żeby każdy mógł sobie doprawić.
Podajemy z chlebem.
fot. Pyrqa
fot. Pyrqa
fot. Pyrqa