Z jagnięciną nie powinno być tego problemu, jagnięcina nie powinna mieć specjalnego zapachu (kiedyś to była kultura, nawet nie wypadałoby napisać, że jedzie capem). Z tym że znalezienie jagnięciny (o świeżej i dobrej jakości nawet nie mówię) teraz graniczy z cudem, a ta, którą kupiłam, w 60% składała się z kości i tłuszczu. I według babci - od dawna nie była już jagnięciną.
Ale zaryzykowałam. I wyszła wspaniała, jak ta, którą jadłam w Sztokholmie (ze służbowych podróży najbardziej pamiętam jedzenie ;)), delikatna, soczysta i z tak przyjemnie innym posmakiem...
Na 2 porcje:
- 400 g jagnięciny (Mięso z młodej sztuki ma tłuszcz biały, mięso różowo-krwiste, ze starych łój żółty, mięso ciemne, aż sine, w użyciu twarde i łykowate)
- 1 cebula
- 1/2 szklanki śmietanki 12%
- 1/2 szklanki jogurtu greckiego
na marynatę:
- 2 ząbki czosnku
- 3-4 łyżki oliwy
- 1 łyżeczka suszonej mięty (lub 5-7 listków świeżej)
- 1 łyżeczka ostrej, suszonej papryki
- sól
- pieprz
Mięso kroimy w małe kawałki. Czosnek i miętę siekamy, dodajemy do mięsa razem z papryką, solą, pieprzem i oliwą. Odstawiamy na min. 3h do zmacerowania. Dalej już pójdzie z górki - to jeden z szybszych gulaszy, jakie w życiu robiłam.
Po tym czasie wrzucamy mięso na rozgrzaną patelnię (razem z oliwą, w której pływało), dodajemy pokrojoną w pióra cebulę i smażymy do momentu aż jagnięcina ze wszystkich stron się zrumieni. Zmniejszamy ogień, dolewamy śmietankę i gotujemy chwilę, żeby sos wyraźnie zgęstniał. Na koniec dodajemy jogurt grecki.
Jadłam z kaszą gryczaną, ale myślę, że z pęczakiem albo pieczonymi ziemniakami będzie jeszcze lepszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz