piątek, 27 grudnia 2013

Węgierski orzechowiec

Zanim poszłam na hungarystykę (a był to krok wielce odpowiedzialny i przemyślany, jak każdy wybór dokonany w wieku 18 lat), słyszałam pytania co ty będziesz po tym robić i złote (naprawdę) sentencje w stylu to ci się do niczego nie przyda. Czy mi się przyda, czy nie, to się jeszcze okaże; i choć raczej wątpliwe, żeby kiedyś z opresji miała mnie wybawić (nie)znajomość paradygmatów Bańczerowskiego lub żebym zdołała zarobić na chleb, wskazując na ukryte orzeczenie w węgierskim zdaniu, to jedną z cenniejszych rzeczy, jakie nabyłam podczas studiów, były oryginalne węgierskie przepisy na kilka dobrych rzeczy, np. pogacze. I ten orzechowiec, który od pierwszego roku studiów co roku piekę na Boże Narodzenie, chociaż polecam go upiec tak po prostu - nadzienie jest rewelacyjne. Jedyne, co zmieniłam, to receptura samego ciasta - to jest szybsze i prostsze, a jednocześnie nie pęka i z rolady nie wyjdzie nam płaski placuch.

Ciasto drożdżowe z wody (przepis mamy Kuby):
  • 250 g mąki
  • 100 g masła
  • 1 jajko
  • 3 łyżki mleka
  • 25 g drożdży
  • 3 łyżki cukru
drożdże rozprowadzamy w 1 łyżce ciepłego mleka, dodajemy 1 łyżkę cukru i 1 łyżkę mąki. Mieszamy i odstawiamy do wyrośnięcia.
Pozostałą mąkę mieszamy z jajkiem, resztą mleka i pokrojonym w kostkę masłem. Dodajemy wyrośnięte drożdże, zagniatamy kulę i - teraz uwaga, będzie niezła akcja - wrzucamy tę kulę do michy lub garnka z zimną wodą. Tak, ciasto ma pływać w wodzie. A właściwie to opaść na dno. Po pewnym czasie wypłynie i z wody będzie wystawał jego koniuszek - to znak, że trzeba je wyciągnąć i na podsypanej mąką stolnicy ugnieść, dodając pozostały cukier. Wałkujemy prostokąt o grubości ok. 3-5 mm i smarujemy masą, którą możemy przygotować albo wcześniej, albo w czasie, kiedy ciasto leży w wodzie.

Nadzienie:
  • 200 g orzechów włoskich
  • 50 g rodzynek
  • 50 g skórki pomarańczowej kandyzowanej (jeśli dajemy świeżą skórkę, to otartą z 1 pomarańczy, nie więcej)
  • 0,5 słoika dżemu morelowego
  • 2/3 szklanki cukru
  • 50 g masła
  • 2-3 łyżki mleka
Orzechy mielimy na pastę (najlepiej w maszynce do mięsa, z sitkiem o bardzo małych oczkach). Do zmielonych dodajemy pozostałe składniki i stawiamy na małym ogniu. Mieszamy do czasu, aż masło i cukier się rozpuszczą i całość stworzy jednolitą (nie do końca, rodzynki nie dadzą się ujednolicić) masę. Odstawiamy do ostygnięcia.

Kiedy już rozłożymy masę na prostokącie ciasta, zwijamy je w roladę (ma być dłuższa niż szersza), starając się zrobić to tak, aby złączenie było na spodzie. Najwygodniej jest to zrobić na kawałku papieru do pieczenia, bo potem możemy już razem z tym papierem przenieść roladę na blachę. Owijamy roladę dwiema warstwami papieru (byle nie toaletowego), pozostawiając jej minimalny zapas luzu, powiedzmy - pół centymetra. Końce papieru skręcamy tak, żeby całość wyglądała jak cukierek. Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 220 stopni (bez termoobiegu), pieczemy 20 minut, po tym czasie zmniejszamy temperaturę do 200 stopni i dajemy jeszcze 10 minut. Po ostudzeniu polewamy lukrem i posypujemy posiekanymi orzechami lub skórką pomarańczową.




poniedziałek, 23 grudnia 2013

Czekoladowe pierniki

Jeśli ktoś jeszcze nie zdążył upiec pierników, to te są last minute. Nie będę ściemniać, że szybko się je przygotowuje, ale za to naprawdę bardzo szybko po upieczeniu robią się miękkie.
To są moje ulubione pierniki, właściwie jedyne, jakie jem z niekłamaną przyjemnością. A ile radości miałam przy ozdabianiu ich! Więc już wiecie, komu podrzucić pierniki do udekorowania w przyszłym roku. :) Przy okazji życzę wszystkim znajomym i nieznajomym wesołych świąt, dużo radości i pamiętania (jakkolwiek dziwnie zabrzmi to z mojej strony), że Boże Narodzenie to nie tylko stanie w kuchni i konsumpcja :)

Na bardzo dużo pierników (choć nie tak dużo, ile upiekliśmy z Kubą):
  • 200 g masła
  • 1 i 1/4 szklanki miodu (ja miałam gryczany i moim zdaniem super pasuje do pierników, ale każdy inny też się nada)
  • 75 g gorzkiej czekolady
  • 2 jajka
  • 5 szklanek mąki
  • 3/4 szklanki kakao
  • 1 i 1/4 szklanki cukru pudru
  • 2 łyżeczki sody
  • 4-5 łyżeczek  przyprawy do pierników
  • szczypta soli
  • skórka otarta z 1 pomarańczy

Masło, miód i czekoladę upłynnić, wymieszać.

Suche składniki przesiać i wymieszać. Dodać skórkę pomarańczową, jajka i roztopione, przestudzone masło z czekoladą i miodem. Wyrobić kulę i odłożyć na kilka godzin do lodówki.  Po tym czasie odkrawać partiami, dobrze wygnieść i wyrobić każdą część, a następnie na cienko podsypanej mąką powierzchni rozwałkować na  2-4 mm place, z których to wykrawać co tylko dusza zapragnie. Uwaga! Ciasto przez dodatek czekolady i kakao mocno się kruszy przy obróbce, dlatego wygniatanie go przed rozwałkowaniem jest pomocne, trochę je uelastycznia.
Piec na wyłożonej papierem blasze w 180 stopniach przez 8 minut.
Jeśli chcemy zrobić pierniki z witrażami, wystarczy wyciąć kształt z odpowiednio dużą dziurką w środku, a następnie włożyć do dziurki pół przezroczystej landrynki. Podczas pieczenia cukierek się rozpuści, a po wyjęciu z piekarnika i wystudzeniu stworzy witrażyk :)



What does the fox say?



niedziela, 15 grudnia 2013

Zapiekanka z brukselką

Oraz z innymi wspaniałymi rzeczami, którymi w amerykańskich filmach straszy się dzieci.
Ja tam nie wiem, jakoś nigdy nie miałam problemów z jedzeniem szpinaku, brokułów czy brukselki właśnie.
Po prostu trzeba umieć się za nie zabrać. A ta zapiekanka, oprócz tego, że jest genialnie prosta i dobra (level: Pani Kierowniczka), to też ratunek dla tych, którzy mają kilka resztek w domu i nie wiedzą, co z nimi zrobić.
Zostawiam Was z przepisem na brukselkową zapiekankę, a sama lecę się pakować do Brukseli (Haha, taki żart! Ale nie, serio.).


  • ok. 10 główek brukselczanych
  • 1 marchew
  • 1-2 cebule
  • 1 ząbek czosnku
  • 4 ziemniaki
  • Garść (łuskanych) ziaren słonecznika
  • oliwa do smażenia
  • 1/4 szklanki śmietanki (% nie ma znaczenia)
  • 2 duże łyżki masła
  • 1 czubata łyżka mąki
  • Pół szklanki mleka
  • 2 łyżeczki kminku
  • 1 plasterek żółtego sera
  • sól, pieprz
  • pomidorki koktajlowe do ozdoby (i dla orzeźwienia smaku)
Ziemniaki obieramy i gotujemy w osolonej wodzie, jak to zazwyczaj robimy.
Brukselkę dokładnie płuczemy, obieramy z brzydkich listków i zagotowujemy (nie soląc). Kiedy się zagotuje, odlewamy wodę i nalewamy świeżej (w ten sposób pozbędziemy się gorzkawego posmaku). Solimy, dodajemy połowę kminku i gotujemy do miękkości (a to już zależy od wielkości brukselki - ale to będzie pewnie z 10-15 minut).
Cebulę obieramy i kroimy w półplasterki. Marchewkę też obieramy, ale kroimy ją w całe plasterki, tylko dość cienkie. Czosnek siekamy na drobno. Wszystkie trzy warzywa z tego akapitu wrzucamy na gorącą oliwę i smażymy (nie za długo, cebula ma się zeszklić, ale marchewka raczej nie zmięknie w tym czasie).
Na suchej patelni podprażamy słonecznik. Kiedy się go pozbędziemy z patelni, roztapiamy na niej 1 łyżkę masła i chwilę smażymy na niej resztę kminku. Dodajemy mąkę i dokładnie rozprowadzamy, żeby nie było grudek. Powinniśmy mieć teraz przed oczami zasmażkę o konsystencji gęstej śmietany. Jeśli takie coś widzimy, dolewamy zimne mleko i energicznie mieszamy, odżegnując widmo mącznych grud w sosie. Mieszamy tak sobie 5 minut, aż sos zgęstnieje. Solimy go i pieprzymy, a następnie dodajemy kawałki żółtego sera, które nam się świetnie roztopią.
Ugotowane pyry dusimy tłuczkiem do pyrów, dodajemy śmietankę i pozostałą łyżkę masła, możemy też jeszcze dosolić, jeśli nam coś nie pasuje, oraz dodać koperek. Dodajemy do nich uprażony słonecznik i wykładamy to na dno żaroodpornego naczynia. Kolejną warstwę będzie stanowić cebula z marchewką i czosnkiem. Na koniec kładziemy brukselkę (jeśli jest duża, możemy ją przekroić na pół) i przykrywamy wszystko sosem kminkowo-serowym. Na wierzch możemy położyć gałązkę pomidorków koktajlowych.
Wstawiamy naczynie do piekarnika nagrzanego do 200 stopni (góra, termoobieg) na 15 minut (lub do momentu, aż sos zrobi się pięknie brązowy z wierzchu).



czwartek, 12 grudnia 2013

Barszcz z krokietem

Serio, czy tak ciężko, będąc sprzedawcą, domyślić się, że ludzie w grudniu będą chcieli kupić buraki?
Obeszłam 4 sklepy (cztery! spożywcze!) aż w końcu, zrezygnowana, poszłam do warzywniaka. Nie był moim pierwszym strzałem, bo jest daleko (jakieś 200 m) i nie można płacić kartą (co za czasy), a bankomat jest kolejne 50 m oddalony od niego.
No ale dobra, czego się nie robi dla barszczu, kiedy szaleje Xavery (jeden na dworze, a jeden w domu, z głodu, he he.), a ty masz ochotę na barszcz.

Co będzie potrzebne?
na barszcz:

  • 4 buraki zwyczajne (beta vulgaris, a jakże)
  • bulion warzywny (1-1,5 l wody, marchewka, seler, por, korzeń pietruszki, oliwa, 2 grzybki suszone, łyżeczka ostrej papryki, sól)
  • 2 ząbki czosnku
  • 1 łyżeczka majeranku
  • sok z połowy cytryny
  • 2 łyżki cukru
  • pieprz
na krokiety:

  • 2/3 szklanki mąki
  • 1 jajko
  • 3/4 szklanki mleka
  • łyżka oliwy
  • szczypta soli
  • 2/3 szklanki zielonej soczewicy
  • 1 ząbek czosnku
  • 1 łyżka masła
  • sól
  • bułka tarta do obtoczenia
  • 1 jajko
  • 3 łyżki masła

Buraki kroimy na połówki. Każdą z nich zawijamy w folię aluminiową i pieczemy w 200 stopniach przez ok. 30 minut.
Gotujemy bulion, czyli wszystkie warzywa (obrane i przekrojone na tyle, żeby weszły do garnka) wrzucamy do wrzątku, dodajemy oliwę, grzybki i przyprawy. Gotujemy ok 20-30 minut, aż warzywa oddadzą wodzie, co mają oddać, po czym wyciągamy je z garnka (zostawiamy grzyby).
Upieczone buraki odwijamy z folii i obieramy (przyda się nóż i widelec, naprawdę ciężko gołymi rękoma obejść się z gorącymi burakami). Niech nas nie zwiedzie fakt, że wystarczy mały kawałek buraczka, żeby zabarwić cały garnek bulionu, smaku to za bardzo nie będzie miało. Kroimy bulwy na mniejsze kawałki i wrzucamy do gorącego bulionu. Nie gotujemy, tylko dajemy burakom poleżeć w zupie przez ok. godzinę, na koniec zakwaszamy sokiem z cytryny, dosmaczamy czosnkiem, majerankiem, pieprzem i cukrem. Wynosimy w chłodne miejsce lub wstawiamy do lodówki, inaczej buraki skisną w barszczu. Najlepiej by było pozwolić mu przegryźć się przez noc, ale w świecie Pani Kierowniczki to jakieś wolne żarty, całą noc jestem w stanie zaczekać tylko na wyrastające w lodówce ciasto półfrancuskie. Więc ograniczam się do poczekania na barszcz do czasu, aż zrobię krokiety.

Zaczynamy od farszu - a tak naprawdę, to moglibyśmy zacząć od niego całą robotę, bo trzeba najpierw namoczyć soczewicę przez ok. godzinę. Potem odlewamy wodę, nalewamy świeżej na ok. pół centymetra ponad poziom ziaren, i gotujemy 20-30 minut (aż zmięknie. może się nawet rozpaść, to właściwie krokietom nie robi różnicy), pod koniec gotowania dodając sól. Jeśli zostało trochę wody, to musimy ją odlać, bo nie będzie to zbyt przyjemne doświadczenie w takim krokiecie. Następnie dodajemy czosnek i masło, gotowe.

Wszystkie składniki ciasta mieszamy w misce, aż powstanie nam gładkie, lejące ciasto. Jeśli jest za gęste, dodajemy nieco więcej mleka, a jeśli za rzadkie, to mąki. Standard.
Smażymy z obu stron cienkie naleśniki. Po usmażeniu na każdy naleśnik nakładamy farsz i zwijamy naleśniki następująco: składamy po bokach do środka z dwóch stron, po czym zwijamy jak roladkę albo koc na obozie harcerskim.
Tak zwinięte naleśniki obtaczamy w rozbełtanym jajku i bułce tartej (również po bokach), po czym smażymy na rozgrzanym maśle, aż panierka się zrumieni. Podajemy z gorącym barszczem.*


*Barszcz podgrzewamy, nie doprowadzając jednak do jego zagotowania, traci wtedy kolor.







niedziela, 8 grudnia 2013

Konfitura pomarańczowa

W dzieciństwie moim ulubionym świątecznym jedzeniem, zaraz po zupie rybnej, były... pomarańcze. Nie żadne tam serniki, makowce, pierniki; pomarańcze jadłam kilogramami, zamiast ciast. Do teraz z resztą tak mam, chociaż nauczyłam się już lubić pierniki (ale tylko wybrane) i od czasów studiów nie ma Bożego Narodzenia bez węgierskiego orzechowca, to stosy pomarańczy niezmiennie mnie radują i oznaczają Święta. I wczoraj, robiąc konfiturę, poczułam właśnie ten świąteczny klimat (więc dzięki, Magda, że mnie zmobilizowałaś ;)). Bardzo proszę, oto kolejny pomysł na ręcznie robiony prezent, najlepszy do herbaty, grzanek albo ciast.

Na 4-5 słoiczków:
  • 1 kg pomarańczy (zważonych przed obraniem)
  • 0,5 kg cukru
  • Sok z połowy cytryny
  • ewentualnie: 0,5 szklanki wody
  • opcjonalnie: łyżka przyprawy do piernika oraz łyżka cynamonu
Pomarańcze wyparzamy. Ocieramy ich skórkę (jeśli nie posiadamy takiego genialnego narzędzia jak zester, to możemy ratować się bardzo cieniutkim obraniem skórki, chodzi o to, żeby do garnka wrzucić tylko tę pomarańczową część. Biała jest zbyt gorzka. Jeśli obieramy, a nie ścieramy, to kroimy ją też w cienkie paseczki.) i wrzucamy do garnka. Pomarańcze obieramy dokładnie ze skórek, błonek, pestek i innych niepożądanych elementów. Kroimy owoce w kostkę i dodajemy do skórki. Zasypujemy wszystko cukrem, dość szybko puszczą sok. Dodajemy sok z cytryny i stawiamy na małym ogniu, doprowadzając do wrzenia. Jeśli całość wydaje się nam za słodka, możemy dolać wody. Gotujemy przez pół godziny i zdejmujemy z ognia. Pozwalamy dość rzadkiej jeszcze masie odpocząć przez noc. Następnego dnia stawiamy na małym ogniu i smażymy przez 1,5-2 godziny. Po tym czasie dajemy konfiturze trochę czasu, żeby stygnąc zgęstniała. Jeśli chcemy, możemy dodać przyprawy, które dodadzą konfiturze zimowego aromatu, ale równie dobrze można ten krok pominąć i konfitura i tak będzie dobra. Ja podzieliłam konfiturę na 2 części i tylko jedną z nich doprawiłam.
Gorącą konfiturę przekładamy do wyparzonych słoików i zakręcamy. Stawiamy słoiki do góry nogami, powinny się zassać. Jeśli nie - można je jeszcze pogotować lub wstawić do piekarnika nagrzanego do 100 stopni.












sobota, 7 grudnia 2013

Ciastka rumowe

Pierwszy z pomysłów na prezenty świąteczne. Kto by nie chciał dostać ciastek? Nie znam takich ludzi i nie chcę znać.
Przyniosłam je do pracy z okazji mikołajek (mikołajków?), a praca odwdzięczyła mi się wypuszczeniem mnie dwie godziny wcześniej do domu z powodu braku prądu w całej okolicy. To z kolei uratowało mnie przed staniem w jakichś niewiarygodnych korkach i umożliwieniem mi podziwiania śnieżycy z ciepłego domu. Dlatego uważam, że zawsze warto piec ciastka.

Na ok 40 sztuk:

  • 2 szklanki mąki pszennej
  • 2 łyżki mąki ziemniaczanej 
  • 0,5 łyżeczki soli
  • 1 łyżeczka przyprawy do piernika
  • 150 g masła
  • 1/3 szklanki rumu
  • 1/2 szklanki rodzynek
  • 1 łyżka nalewki pomarańczowej / ekstraktu pomarańczowego / ekstraktu z wanilii
  • 1/2 szklanki cukru pudru + kilka łyżek do posypania
Rodzynki zalewamy rumem i dajemy im się pomoczyć przez godzinę.
Mąki, przyprawę do piernika i sól mieszamy.
Masło ucieramy z cukrem pudrem na gładko. Dodajemy do niego stopniowo rumu (na razie bez rodzynek) i po każdej dodanej porcji alkoholu mieszamy. Wlewamy ekstrakt lub nalewkę i miksujemy, miksujemy, do momentu uzyskania gładkiej masy. Wrzucamy rodzynki i suche składniki, następnie wyrabiamy ciasto, które dzielimy na 2 części. Z każdej z nich formujemy walec gruby na ok. 4 cm i chowamy do zamrażarki na 40 minut.
Rozgrzewamy piekarnik do 180 stopni (termoobieg). Walce kroimy na ok 5 mm plastry, wykładamy na blachę wyłożoną papierem i pieczemy 15 minut. 
Po wystudzeniu grubo posypujemy cukrem pudrem.



Inspiracja stąd.

niedziela, 1 grudnia 2013

Muffiny pomarańczowe

Oja, już grudzień (thanks, cpt. obvious), chyba czas na jakiś okołoświąteczny przepis.
Ten jest o pomarańczach, to nigdy nie zawodzi.
Zawodzi za to moja wena, więc może od razu przejdę do składników.

Na 20 babeczek:

  • 2 szklanki mąki
  • 1 łyżeczka sody
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 2/3 + 1/2 szklanki cukru
  • 100 g białej czekolady
  • 1 spora pomarańcza
  • 1 szklanka maślanki
  • 2 jajka
  • 70 ml oleju
  • cukier puder do posypania
Mąkę mieszamy z sodą, proszkiem i 2/3 szkl. cukru.
Pomarańczę wyparzamy (nie myląc jej z grejpfrutem, który był równie duży, przebiegle pomarańczowy i leżał obok) i ścieramy z niej skórkę (tylko tę pomarańczową część). To, co nam zostaje, obieramy i wyrzucamy. Środek pomarańczy staramy się pozbawić jak największej ilości białych części, żeby nam potem nie marudzono, że gorzkie. Miąższ kroimy w kostkę i gotujemy 5 minut z 1/2 szkl. cukru (5 minut od momentu, kiedy rozpuści się cukier).

Maślankę mieszamy z jajami i olejem, dodajemy przestudzoną pomarańczę i skórkę z niej startą. Łączymy składniki suche i mokre, dodajemy posiekaną białą czekoladę i niedbale mieszamy.

Przelewamy ciasto do wyłożonych papilotkami foremek i pieczemy 15 minut w 180 stopniach. Po ostudzeniu posypujemy cukrem pudrem.


drukuj