wtorek, 16 lipca 2013

Pogacze

No i proszę, kolejny węgierski przepis w ciągu 3 dni.
Planowałam piec muffiny, ale Szwagier miał obiecane coś w zamian za nieocenioną pomoc w szukaniu automobilu dla pani kierownicy, i zażyczył sobie właśnie "te takie węgierskie, z serem, co kiedyś na święta piekłaś na uczelnię", czyli pogacze. Że akurat na święta je piekłam, to przypadek, to nie są wcale świąteczne ciastka. Można je kupić w każdej piekarni i piekarence na Węgrzech; jeśli chodzi o popularność, to porównałabym je do drożdżówek.
W każdym razie - przepis skonstruowałam kiedyś dla Agaty i mam do niego sentyment, więc nie będę zmieniać formy :)


  • 2,5 szklanki mąki (ja i tak sypnę więcej, bo jak ciasto dzięki drożdżom upęcznieje, to będzie jeszcze bardziej klejące, więc lepiej zawczasu sypnąć trochę więcej i mieć w misce obok jeszcze trochę awaryjnej, żeby potem oblepionymi od ciasta rękoma nie grzebać w paczuszce)
  • 1/2 kostki masła
  • 1 jajco
  • 1/2 kubka kwaśnej śmiety
  • 1 łyżka soli
  • 200 g startego twardego żółtego sera sera - chyba najlepszy salami (trzyj na drobnym oczku, nie na takim, co się trze marchewkę do surówki, bo jak Ci się w takim pogaczu roztopi taki duży ser, to się porobią dziury i dopiero będzie heca)
  • 25 g drożdży (drożdże w kostce to 100 gram)
  • drożdże musisz rozrobić w mleku, ale zdaje mi się, że wiesz już, jak to się robi :P

+
  • ok 50 g tak samo startego tego samego sera do posypki
  • kminku trochę do posypki
  • ze 2 żółtka do posmarowania


Wszystko (wszystko to co przed plusem) ładnie mieszasz, na końcu dodając owe drożdże w mleczku. Odstawiasz (Szabolcs twierdzi, że ciasto to musi róść 40 minut, ale zdziwił się, że w ciepłym miejscu. Może dlatego jemu i jego siostrze nigdy takie dobre nie wyszły.) Jak Ci już ładnie urośnie, bierzesz se spory kawał i rozwałkowujesz se na dobrze obmączonym blacie dobrze obmączonym wałkiem na ok 1-1,5 cm. Bierzesz teraz taki mały kieliszek jak do wódki (większy się nie opłaca, gdyż pogacze słyną z szybkiego twardnienia i pogacze o średnicy szklanki mogą potem służyć do zabijania mew - przykład Marty S.)
Kiedy już całe ciasto (słuchaj, ogarki też są fajne, jak ci się dużo zbierze, to możesz je zagnieść z powrotem, rozwałkować i znowu powykrawać, i tak aż do usranej śmierci!) zużyjesz, ładnie poukładasz je na wyłożonej papierem blasze (to dość istotne, papier ten bardzo ułatwia życie) lub dwóch (odstępy, moja droga, odstępy!), rozbełtujesz sobie troszkę te dwa żółteczka, bierzesz spożywczy pędzelek (ze świńskiego włosia chyba nie przejdzie) i smarujesz każdego pogaczyka, żeby się ser i kminek przykleiły i żeby się coś zrumieniło. No więc zaś bierzesz po szczypcie serka i posypujesz każdego pogaczyka, a potem bierzesz po szczypcie kmineczku (ale skoro Krzysztof lubi więcej, to nie żałuj skurczybyka!) i wkładasz do nagrzanego na 200 st piekarnika (chyba  że masz termoobieg, to nie wiem...) i pieczesz... nie wiem jak długo, bo zawsze wtedy moda na sukces leci i zapominam sprawdzić, kiedy włączyłam, a potem zapominam, kiedy je wyciągam. Jak się na wierzchu ładnie zrumienią. Mogą nawet zbrązowieć, byle nie sczerniały! Na termoobiegu raczy szybciej niż u mnie się upieko.*

Z czerwonym winem albo piwem wchodzą najlepiej.



*Od czasu napisania tamtego przepisu doczekałam się piekarnika z termoobiegiem i piekę w 190 stopniach. Przestałam też oglądać modę na sukces, więc wiem, że pogacze piecze się ok 10-15 minut :) czyli tyle, co jeden odcinek.

2 komentarze:

  1. Węgrzy mówią, że są lepsze niż węgierskie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niektórzy Polacy też tak mówią, co mnie niezmiernie cieszy.

      Usuń

drukuj