piątek, 28 czerwca 2013

Zupa czosnkowa

Dzisiaj wpis gościnny, udostępniam Kubie skrawek mojego niezwykle poczytnego bloga, żeby szerokiej publiczności mógł zaprezentować, czym mnie wczoraj zaskoczył.

Trochę mi smutno, mój chłopak jest zabawniejszy ode mnie...

Popek, Firma, jedziemy z koksem, raz raz raz.
Zacząć należy od haniebnego faktu, że przepis inspirowany (a w sumie zerżnięty) jest z bloga xcookandlookx.blogspot.com. Nie znam tego bloga, nie wiem czy jest fajny, ale zupa jest. Przerobiłem go natomiast na wersję wegetariańską i bardziej moją. Ponoć jest to zupa czeska.

SKŁADNIKI Kulfona i Moniki

  • 3 cebule (albo 2 duże penery)
  • 8-10 ząbków czosnku (dużych, te małe się nie liczą, jak Warta w I lidze) 
  • 2 kostki warzywne
  • 200g serka topionego (ja dałem jeden zwykły, drugi z koperkiem)
  • masło
  • SÓL
  • pieprz
  • zioła prowansalskie
  • starty żółty ser do dodania na koniec
  • stary chleb do zrobienia grzanek (ale wiadomo – najlepiej nada się chleb tostowy, pełnoziarnisty)
  • woda
  • dobre serduszko kucharza/kuchary


Zaczynamy od dużej porcji miłości do produktów. Są wtedy szczęśliwe, dają lepsze soki i możemy się też cieszyć czystym sumieniem. Na rozgrzane w garnku masło wsypujemy pokrojone we w miarę dużą kostkę cebule. Ma być taka właśnie, bo nie chcemy, żeby nam się zupełnie zredukowała w trakcie późniejszego gotowania. Ja np. lubię jak można w zupie ugryźć warzywo , a nie memłać jakąś papkę (z wyjątkami). Po zamgleniu się cebuli (to jest faza przed zeszkleniem, jakbyście chcieli wiedzieć…) dodajemy pocięty w plasterki czosnek. Wszystko trochę solę, żeby nasi przyjaciele puścili soki. ROZSĄDNIE ZE SOLĄ, Kochani. Potem powiem czemu.
Po kilku minutach, kiedy wszystko pięknie pachnie, dolewamy wodę i wrzucamy kostki warzywne. „Ile wody?” ktoś zapyta… Tak z półtora litra maks. Z umiarem; tyle, żeby miała ciągle żółtawy kolor. Łatwo jest przesadzić z ilością wody i potem trzeba godzinami zupę redukować i tym samym rozmemłać cebulę, a ona to lubi robić. W międzyczasie, jak sobie warzywa z bulionem blubrają,  można pokroić w kostkę chleb i wrzucić do piekarnika, najlepiej na blasze. Dlaczego go nie smażę z oliwą i pietruszką na przykład? Bo zupa będzie wystarczająco tłusta. Jako mistrz przesalania powiem, ze łatwo tą zupę przeSOLIĆ. Otóż, zaczynamy od SOLENIA smażącej się cebuli, potem dodajemy kostkę, w której jest SÓL, a potem – jak już się zmieni struktura cebuli na tip top i się trochę woda zredukuje -  to dodajemy serki topione, w których też jest SÓL.
W miarę rozpuszczania się topików, dodajemy zioła prowansalskie i pieprz (ew. SÓL). Poszedłem za radą tamtego bloga (ten jest lepszy!!!) i na koniec do miseczek, w których podałem zupę, wcisnąłem jeszcze po jednym ząbku czosnku, żeby trochę jeszcze ożywić smak. To był strzał w bycze oko, jakby powiedział amerykański czytelnik tego bloga. Dodajemy grzanki, posypujemy startym żółtym serem. No i bardzo pięknie. Gotowe.
Ostrzegam – zupa nadaje się na osobne danie, ale najlepiej sprawdzi się jako przystawka, bo jednak jest dość tłusta, intensywna i może „znudzić ” podczas jedzenia. A że robi się ją bardzo szybko, więc jako starter jest idealna.

Wyimaginowany chłopak p. Kierowniczki vel Rychtyg Szpeniol


2 komentarze:

  1. Dobrze się czytało 8) pozdro szejset

    OdpowiedzUsuń
  2. ERRATA
    Jako honorowy obywatel Słowacji i ambasador Polski na Czechy stwierdzam oficjalnie, że nasi południowi sąsiedzi jedzą tą zupę częściej w bardziej rosołkowatej formie, bez tych wszystkich topików. Aczkolwiek taka bardziej kremowa wersja też nie jest im obca.

    OdpowiedzUsuń

drukuj