wtorek, 11 lutego 2014

Pörkölt wołowy z czerwonym winem

Dla równowagi, żeby nie było, że uskuteczniam jakąś wegańską propagandę.
To jedno z tych (nielicznych) dań, które nie pozwolą mi zostać wegetarianką. Po prostu nie mogę się wyrzec pörköltu. Ani hortobadziańskich naleśników. Ani paprykarza. Ogólnie z całej węgierskiej kuchni ciężko byłoby mi zrezygnować.
Więc zrobiłam ten pörkölt w ostatni weekend i poczułam się trochę jak w Bródym, gdzie mają cudowne menu, a porcje tak wielkie, że tylko jeden Maciej jest w stanie zjeść całą swoją porcję i 3/4 mojej. Tak że jak będziecie kiedyś Budapeszcie, to koniecznie, koniecznie.

Na 2 porcje:

  • 300 g wołowiny (hmm, nie znam się za dobrze na mięsach. Ale wiem jedno - nie kupujcie poćwiartowanej już, tzw "gulaszowej". Ja użyłam steku z rostbefu)
  • 2 cebule
  • 1/2 puszki pomidorów
  • 1 marchew
  • 100-150 ml czerwonego wytrawnego wina
  • 1 łyżeczka ostrej pasty paprykowej
  • 1 łyżeczka słodkiej papryki w proszku
  • 2 ząbki czosnku
  • olej
  • sól, pieprz
  • wrzątek (2-3 szklanki)
Teoretycznie każdą węgierską potrawę zaczyna się w ten sam sposób - najpierw cebula na tłuszcz, potem zdejmujemy z ognia i sypiemy słodką paprykę.
Ale nie tym razem, powiadam. Wołowina potrzebuje znacznie więcej czasu, żeby nie być drewnem, a jeśli wrzucimy surową wołowinę na już podsmażoną cebulę, i to, nie daj Boże, z papryką, to nam się spali. Cebula. Z papryką.
Zatem zaczynamy od porządnego rozgrzania oleju, na który następnie wrzucamy pokrojone w kostkę mięso i przysmażamy z każdej ze stron, aż się zrumieni. Zmniejszamy ogień i dodajemy cebulę pokrojoną w pióra. Kiedy cebula się zeszkli, zdejmujemy patelnię z ognia i sypiemy słodką paprykę, pozwalając zawartości patelni pokryć się czerwonością. Wlewamy pół szklanki wrzątku i dusimy na małym ogniu. Kiedy pierwsza partia wody wyparuje, dodajemy pomidory i pokrojoną w plastry marchewkę, dolewamy kolejne pół szklanki wrzątku i dusimy. Kiedy tym razem wyparuje, dolewamy wina, przykrywamy i na małym ogniu ciągle dusimy. Potem za każdym razem dolewamy już po pół szklanki wrzątku, do czasu, aż mięso zmięknie, a płyny zredukują się do postaci sosu. Wtedy dodajemy sól, pieprz, posiekany drobno czosnek i ostrą paprykę. Podajemy z puree albo kluskami. Ja dałam galuszki:

  • 1 jajo
  • szklanka mąki
  • 1/3 szklanki wody
  • sól
Mieszamy powyższe składniki, żeby powstało nam bardzo gęste ciasto bez grudek. Jeśli jest zbyt lejące się, dodajemy mąki, a jeśli można w nim zatknąć łyżkę, dolewamy trochę wody.
Gotujemy w garnku wodę i na specjalnej tarce (takiej płaskiej, z większymi oczkami, niż tarka np. do marchewki) przecieramy ciasto do wrzątku. Jeśli nie mamy takiej tarki, to można spróbować je zrobić, jak lane kluski, czyli stopniowo wlewać ciasto do wrzątku, ale cały urok galuszek polega na tym, że są małe :) Kiedy wypłyną na powierzchnię, można je zbierać.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

drukuj