W planach był krem z pieczonej papryki, myślałam o nim cały dzień, siedząc w klimatyzowanym budynku. Jak tylko wyszłam z pracy, pomyślałam, że pieczenie papryki i potem jeszcze gotowanie z niej zupy, to chyba nie najlepsza idea. W lidlu rzuciłam się na dział warzywno-owocowy i tylko cudem nie kupiłam rukoli, kalarepy, kolejnej tacki chili, limonek i melona.
Za to nie oparłam się rzodkiewce, ogórkowi, burakom (jeśli kiedyś wyśmiewałam pomysł sprzedawania ugotowanych buraków, to teraz odszczekuję wszystko) i maślance.
Powstał z tego błyskawiczny obiad niewymagający obróbki termicznej :)
Zużyłam:
- litr maślanki
- pół dużego, zielonego ogórka
- pół pęczka rzodkiewek
- dwa ugotowane, ostudzone buraki (okej, trzeba jednak coś ugotować. Albo kupić już ugotowane :))
- 2 ząbki czosnku
- garść posiekanego szczypiorku
- takąż samą ilość posiekanego koperku
- sól, pieprz
- opcjonalnie: jajko (do podania, ale wtedy znowu trzeba będzie włączyć kuchenkę, a komu to potrzebne...)
Co tu dużo tłumaczyć: warzywa, których skórka jest niedobra, obieramy. Te jadalne zostawiamy ze skórką; wszystkie trzemy na grubych oczkach, zalewamy maślanką, wciskamy czosnek, doprawiamy solą i pieprzem, dodajemy zieleninę i odstawiamy do lodówki na min. pół godziny do przegryzienia. Jeśli chciało nam się gotować jajka, kroimy je na ćwiartki i dodajemy na koniec. Zrobione :)
jeszcze tylko mrożona kawa i poczuję wakacje.
o rety, alęś mię nastroiła... ale bym sobie zjadła!
OdpowiedzUsuń